Z historią w tle…
Radruż jako osada istniał już w 1444 roku. Wioskę ulokowano na prawie wołoskim. Były tutaj parafia i cerkiew ruska. Był też kamieniołom, z którego mieszkańcy wydobywali wapienne ciosy. Na nich posadowiono niejedną chatę i zbudowano solidne mury, jak choćby ten który okala cerkiew. Pochodząca z XVI w. prawosławna, a później greckokatolicka cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy, zbudowana głównie z modrzewia i dębiny, w 2013 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO wraz z innymi drewnianymi cerkwiami w Polsce i na Ukrainie. Włączona została również do podkarpackiego Szlaku Architektury Drewnianej. Od 2010 roku zespół zabudowań cerkiewnych stanowi oddział Muzeum Kresów w Lubaczowie. W listopadzie 2017 r. prezydent RP wpisał obiekt na listę pomników historii.
Doskonała bryła cerkwi, posadowiona na niewielkim wzniesieniu, z nawą krytą charakterystycznym namiotowym dachem z gontu, tonie w soczystej zieleni. Całość otacza mur z wapiennych ciosów. Wszechobecny wapień nie znalazł się tu przypadkowo – obszar obecnego Roztocza był dnem ciepłego morza mioceńskiego. Jak głosi historia, w miejscu, gdzie teraz stoi cerkiew, 17 milionów lat temu była rafa koralowa. Miejsce zauroczy każdego, kto tu trafi.
Niezwykłe budownictwo
Świątynię zapewne fundował w 1583 roku starosta lubaczowski Jan Płaza herbu Topór. W latach późniejszych belki pokryto piękną polichromią. Do dzisiaj, oprócz wyposażenia w postaci mens bocznych ołtarzy, ładnej ambonki czy kamiennej chrzcielnicy, zachowały się spore fragmenty cennych polichromii z 1648 r. Po II wojnie, kiedy cerkiew nie była już miejscem kultu, popadała powoli w ruinę. Nowe życie tchnęli w nią konserwatorzy w latach 1963-1965. Ale, jak mówią historycy, popełniono wówczas sporo błędów. Chociażby taki, że zamiast przybijania gontów drewnianymi ćwiekami, bito żelazne gwoździe. Tak było taniej. Ale fakt ten, nie zmienił magicznego uroku budowli. Dzisiaj cerkiew pełni funkcje muzealne i przyciąga tysiące turystów.
Szczególną uwagę turystów zwraca zadaszenie wokół cerkwi – wsparte na drewnianych słupach „soboty” są popularne w cerkwiach i kościółkach karpackich. Jedyne zachowane soboty na Roztoczu można zobaczyć tylko tutaj. Czemu one służyły? Wyjaśnienie jest proste. Przed soborem watykańskim msze odprawiano tylko do godziny 11. Żeby zdążyć na „sumę”, pielgrzymi, którzy mieszkali bardzo daleko, przychodzili już w sobotę. Tu pod tymi podcieniami, na zewnątrz cerkwi czy kościoła nocowali. Była wtedy okazja żeby pogadać i wymienić wiadomości. A nocne rozmowy ułatwiała wcześniejsza wizyta w pobliskiej karczmie „U kościeła”. Soboty, oprócz tego że dawały pielgrzymom schronienie, miały też znaczenie praktyczne: osłaniały podwaliny i podtrzymywały zrąb cerkwi.
W skład zespołu wchodzi jeszcze drewniana dzwonnica z przełomu XVI i XVII wieku. Ma ciekawą konstrukcję: wsparta na słupach, z wydatnymi izbicami kryta gontem i z charakterystycznym bardzo niskim wejściem. W okalający cerkiew kamienny mur wkomponowana jest kostnica i tzw. Dom Diaka z II poł. XIX w.
Wnętrze cerkwi w Radrużu - panorama 360. fot. Tomasz Mielnik
Bywali tu artyści…
Na zadbanym zielonym trawniku wokół cerkwi bieleją intrygujące krzyże nagrobne z bruśnieńskiego wapienia. To ślady przycerkiewnego cmentarza. Wśród zachowanych nagrobków szczególną uwagę zwraca przepiękna wapienna płyta leżąca na trawie. Napis w starocerkiewnosłowiańskim języku głosi, że spoczywają tu prochy szlachetnie urodzonej Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej, wójtowej radrużkiej. Jak wieść gminna niesie, Katarzyna była piękną dziewczyną, gdy wpadła w tatarski jasyr. W dalekich krajach pokochał ją bogaty władca, a gdy zmarł, Katarzyna wróciła do rodzinnego Radruża w pozłacanej karocy i za przywiezione skarby fundowała cerkiew.
Ale to magiczne miejsce przyciągało nie tylko księżniczki. Bywała tu często słynna pisarka Gabriela Zapolska. Pod murawą zasypane jest wejście do podziemnej krypty rodu Andruszewskich odkopywane tylko na czas pogrzebu. To właśnie Jan Andruszewski był tym "magnesem", który przyciągał Zapolską do Radruża.
Anielski śpiew
Świątynia o późnogotyckich cechach ma typowy, trójdzielny układ: babiniec, nawa i prezbiterium zbudowane na jednej osi. Charakterystyczny, niespotykany na Roztoczu dach namiotowy zwieńczony jest czworoboczną kopułą zrębową z gontową "latarnią" i potężnym wykutym z żelaza krzyżem jerozolimskim. Nakrywa prezbiterium. Pozostałe części przykryto dachem dwuspadowym z drewnianych gontów.
Turystów często dziwi potężna "dziura" w ścianie pomiędzy nawą a prezbiterium. Kilka lat temu przez przypadek odkryto jej przeznaczenie. Stało się to wtedy, kiedy cerkiewkę zwiedzał znany aktor Jan Nowicki z grupą studentów. Zapadał wieczór. Grupa podróżnych weszła do środka. Nagle młodym studentom przyszło do głowy, żeby coś zaśpiewać. Jedna z dziewczyn zaintonowała "Ave Maria". Jak opowiadają uczestnicy tego wydarzenia, nagle powietrze w prezbiterium zaczęło się poruszać. Wszyscy mieli wrażenie, że kopuła cerkwi runie im na głowy. Okazało się, że gdy studentka zaczęła śpiewać w cerkwi, słychać ją było daleko we wsi. Taki otwór w drewnianej ścianie sprawia, że wnętrze świątyni staje się pudłem rezonansowym. Jak w instrumencie muzycznym.
Czy wiesz że...
- W skład zespołu cerkiewnego wchodzi 20 ogromnych lip pamiętających czasy króla Jana III Sobieskiego.
- Pokłady wapieni mioceńskich eksploatowane dzisiaj choćby w pobliskim Bruśnie Starym. Mają około 20 metrów grubości.
- W pobliskim Horyńcu-Zdroju zachował się dawny prywatny teatr dworski z lat 1843-1846. Dla gości Ponińskich występowały tu zespoły aktorskie ze Lwowa i Wiednia.
- W rejonie Oleszyc, Cieszanowa i Horyńca-Zdroju 21 dywizja piechoty gen. Józefa Kustronia 15-16 września 1939 r. toczyła ciężkie boje z Niemcami